czwartek, 15 stycznia 2015

Spowiedź i mocne postanowienie poprawy - czyli o motywacji słów kilka

Nowy rok już dziarsko pędzi do przodu, a ja wciąż walczę z  pojawiającą się i znikającą jak zając w kapuście motywacją. Bo z nią już tak jest, że raz jej nie ma a raz jest;) A tak całkiem poważnie, to strasznie zazdroszczę tym wszystkim, którzy potrafią cały czas utrzymywać wysoki poziom zmotywowania. Działają, żyją na wysokich obrotach, nie zważając na przeciwności. Często ta aktywność funkcjonuje na wielu płaszczyznach, pracują i odnoszą sukcesy zawodowe, wychowują dzieci, prowadzą zdrowy i aktywny tryb życia, prowadzą bogate życie towarzyskie....To niesamowite, jak odpowiednia motywacja i samodyscyplina mogą zmienić życie na lepsze. U mnie niestety z reguły nie jest tak kolorowo...


Są dni, gdy zbudzona radosnym klepaniem po twarzy przez moją córkę, gotową na pełen wyzwań, nowy dzień, zarażona jej entuzjazmem wstaję pełna wigoru i chęci do działania. W mojej głowie kłębią się wtedy tabuny myśli, planów, postanowień. 
Pełna zapału, zabieram się do zaległych prac domowych, oczywiście gdy tylko Lenka mi na to pozwala;) Lubie takie dni, lubię siebie w takie dni, lubię gdy jest we mnie życie, gdy czuję, że mi się chce coś więcej, coś ponad codzienność, gdy wierzę, że mogę to wszystko zrealizować. Zacząć ćwiczyć, przestać podjadać słodycze, utrzymać porządek dłużej niż jeden dzień, gotować dla męża, córki i siebie smacznie i zdrowo, spotkać się z przyjaciółmi, przeczytać książkę, napisać posta o tym jaki świat jest piękny, obejrzeć film z mężem.... lista rzeczy do zrobienia praktycznie nie ma końca. Ale to nie ma znaczenia, ważne jest to, że ja to wszystko chce zrobić i wierzę że zrobię.

Niestety po takim dniu, najczęściej przychodzi dzień, a zwykle kilka pod rząd, gdy zbudzona intensywnym szarpaniem za włosy o 6:30, przez moją znudzoną leżeniem w łóżku córkę, podejmuje wszelkie wysiłki aby jeszcze chociaż 10 minut zamknąć oczy i zasnąć - najczęściej bezowocne - Lenka potrafi skutecznie przekonać mnie, że czas wstawać;). W takie dni wstaję szara, zaspana, bez chęci na cokolwiek, śniadanie zjadam o 11, po domu walają się ciuchy, zabawki, a ja przechodzę bezsilnie obok nich po naście razy, nie potrafiąc schylić się i ich podnieść... W takie dni, nie mogę "dogadać" się z własną córką, mam wrażenie, że ona bardzo dobrze czuje mój nastrój i sama się do niego dostraja, a raczej rozstraja.... W takie dni bardzo nie lubię siebie, wtedy uwidaczniają się jeszcze bardziej, wszystkie moje wady, a ja czuje się beznadziejną matką, nieudolną panią domu, nieatrakcyjną, zaniedbaną żoną...

Skąd się biorą takie dni? Co zrobić żeby zdecydowanie więcej było tych dobrych? Codziennie zadaję sobie to pytanie i szukam odpowiedzi, chociaż tak naprawdę, dobrze ją znam...

Wszystko siedzi w głowie i to jaki będzie dzień zależy w 99% ode mnie. Skoro to wiem, to znaczy, że chcę aby złe dni były złe? Nie. To znaczy, że brak mi wytrwałości, samodyscypliny, zorganizowania, że dopóki nie zrobię porządku w głowie, nie zadbam o siebie, swoje ciało i umysł, złe dni będą wracać jak bumerang... Frustracja ciasnymi spodniami będzie rosła, przygnębienie po spojrzeniu w lustro na niewydepilowane brwi, brak siły na cokolwiek, ciągłe zmęczenie tłumaczone małym dzieckiem i pobudkami w nocy - w rzeczywistości spowodowane brakiem witamin, nieodpowiednią dietą i brakiem ruchu fizycznego. To wszystko zamyka się w błędne koło, które tylko ja mogę przerwać. Które chcę przerwać i chyba dlatego odważyłam się powiedzieć, a w zasadzie napisać o tym głośno.
Chcę mieć świadków.

Oświadczam wszem i wobec, że chcę skończyć ze swoim dziadostwem! :) To nie jest postanowienie noworoczne, to raczej taki prezent ode mnie dla mnie. Chcę mieć siłę bawić się z moją córką, w czystym, zadbanym domu, chcę aby Lenka jadła domowej roboty zdrowe posiłki, chcę żeby mój mąż widział we mnie tą samą kobietę z którą się ożenił, nie tylko matkę swojego dziecka. Chcę mieć satysfakcję z siebie.

Odkąd pamiętam, w mojej głowie rysował się obraz perfekcyjnej pani domu, idealnej żony i matki. Kto mnie zna, wie, że porządek to nie jest moja mocna strona, że mam słomiany zapał i dużo chce, ale ciężko z realizacją, że do modelki zawsze było mi daleko. Zdaję sobie sprawę, że nie jest realne, abym od tak zmieniła wszystkie swoje przyzwyczajenia, swój w pewnym sensie charakter. Wiem, że nie stanę się nagle Małgorzatą Rozenek i Ewą Chodakowską w jednym. Ale wierzę, że mogę coś zmienić żeby być lepszym wydaniem siebie. (Taki osobisty tuning ;))

A jak zamierzam to zrealizować? Powoli, ale do przodu - to na pewno. Zacznę od ruchu. Kiedyś kilka lat temu, jeszcze przed ślubem, udało mi się przebrnąć przez prawie cały trening Shauna T - Insanity. To było naprawdę szalone, ale mega pozytywne. Do dziś pamiętam hektolitry wylanego potu, ale też kilogramy energii i satysfakcji. jaką dawały mi cotygodniowe fit testy, pokazujące, jak zwiększa się moja kondycja, a zmniejsza obwód. Jako, że obecnie moja kondycja jest na poziomie -100, na powtórkę Insanity nie mam szans - chcę jeszcze trochę pożyć, ale znalazłam inny trening Shauna T - Focus T25 - 25 minut dziennie, równe godzinnemu treningowi na siłowni - idealne rozwiązanie przy moim deficycie czasu. Czy rzeczywiście ten trening jest taki wspaniały i jak sprawdza się, u matki bez czasu i kondycji, dam Wam znać w osobnym poście za jakieś dwa tygodnie.

Kolejnym krokiem będzie próba walki z nałogiem - nie potrafię inaczej nazwać mojej miłości do słodyczy. To jest okropne, ale uwielbiam słodkie, a moja pasja do pieczenia wcale w tym nie pomaga - jak można piec i nie kosztować?:) Żeby było rozsądnie, nie rzucę nałogu radykalnie, z obawy przed skutkami ubocznymi i napadem "głodu" na odwyku. Postaram się wyeliminować słodycze z diety na tygodniu, a dyspensa, oczywiście w rozsądnych dawkach będzie na weekendzie. Myślę, że jeśli mój 6 letni bratanek potrafi się trzymać takich zasad, bez podjadania i ustępstw, to ja 27 (jeszcze) letnia kobieta, również sprostam temu wyzwaniu;)

Chyba najwięcej kłopotu sprawi mi codzienna dieta, tzn racjonalne odżywianie. W dalszym ciągu jestem matką karmiącą, więc nie przewiduję żadnych drakońskich diet - nic z tych rzeczy. Chciałabym jednak nauczyć się zdrowo gotować, potrafić wymyślić dania, które będą równocześnie smaczne i lekkie, tak aby mój organizm poczuł, że się o niego troszczę, wierzę, że mi za to ładnie podziękuje dobrym samopoczuciem:)

A co z tą perfekcyjną Panią Domu??? Szczerze, jeszcze nie mam pomysłu. To nie chodzi o to, że nie potrafię posprzątać, tylko o to, że zadziwiająco szybko potrafię zrobić bałagan... Może to moje pogrążone w chaosie wnętrze sprawia, że chaos mnie otacza, ale naprawdę chce z tym walczyć, bo dużo łatwiej żyje się w zorganizowanej, uporządkowanej przestrzeni.
Tutaj mam sprawę do Was moi Drodzy, może ktoś z Was ma dla mnie jakieś wskazówki, jak skutecznie utrzymać dom w porządku (oczywiście biorąc pod uwagę nieustającą obecność młodej, rządnej ciągłej uwagi, damy u mego boku;))? Przyjmę z otwartym sercem każdą, najdrobniejszą poradę, a nawet więcej, obiecuję ją wypróbować:).

Wiecie, że zasiadając do tego posta, miał on wyglądać zupełnie inaczej...? Nie miał być tak osobisty, miał poruszać nieco inne sfery i na pewno nie miał być tak długi... ale powiem szczerze, że nie żałuję. Warto czasami podzielić się ze światem swoją małą wojną, tym bardziej, że liczę na Waszą pomoc. Wszelkie porady są mile widziane, a gdyby ktoś chciał się przyłączyć, również gorąco zapraszam - razem zawsze jakoś raźniej.

Fajnie było to wszystko napisać, czuję teraz taki dreszcz emocji, powiew świeżości, wspomnianej motywacji, chęć do walki, do działania i wiarę, że tym razem się uda. Tym razem ponieważ takich zrywów miałam już w swoim życiu kilka, jak nie kilkanaście, ale kto nie próbuje ten nie wygrywa, więc zaczynam ciągle od nowa licząc, że tym razem będzie inaczej, skuteczniej.

Boje się oczywiście, najbardziej tego, że jutro wstanę i ta euforia opadnie, motywacja ustąpi miejsca rutynie i szarej codzienności, a ja będę dalej tkwić w tym samym miejscu. Ale jak nie spróbuję to się nie dowiem, więc pójdę dziś spać z wiarą, że jutro będzie jeszcze lepsze niż dziś i tak już codziennie.

Na koniec mój mały Motywator:)

"FIGHT MUMMY! YOU CAN DO IT!";)



Pozdrawia Was pełna optymizmu
J.

P.S.
Za jakiś czas - powiedzmy 2 tygodnie obiecuję zameldować stan rzeczy. Sama jestem ciekawa tego, co będę mieć do napisania:)




5 komentarzy:

  1. Masz szczególny dar droga Pani J. Nawet jak jest szaro - robisz tak, że jest kolorowo :) i wiem co piszę :)
    Alussja

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Alu, na Twoje dobre słowo zawszę mogę liczyć, dziękuję:):*

      Usuń
  2. no to kontrolę masz jak w banku...
    a co do pomysłu na "piękne lśniące wnętrze" ... musisz nas codziennie zapraszać na kawusię z tymi słodkościami, które upieczesz a inni wyjedzą (pakiet 2in1: posprzątany dom plus brak słodyczy)
    :) :) :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kasiu, ja już kiedyś wspominałam że macie u mnie karnet OPEN więc zawsze czekam z otwartymi ramionami i lodówką ;) A co do pieczenia do ewentualnie specjalnie dla Was mogę coś upiec ale to tylko na weekendzie;)

      Usuń
  3. Ja ma tak samo, raz jestem zmotywowana, a na drugi dzień klapa :( Motywator rewelacyjny :))

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...