sobota, 20 lutego 2016

Kto wychowuje moje dziecko?




Mam pytanie do wszystkich rodziców, którzy nas czytają.
Zdarza Wam się czasami słyszeć "złote rady" typu:

Ubierz ją bo ma zimne rączki,
 Załóż jej drugą czapkę ;), 
Nie noś jej tyle bo się przyzwyczai,
 Płacze to na pewno jest głodna
 Przecież ona tak krótko je na pewno się nie najada,
 Dlaczego ona jeszcze nie siedzi/raczkuje/chodzi/mówi (niepotrzebne skreślić:P)
Nie śpij z nią w jednym łóżku bo się przyzwyczai,
 Nie śpij z nią w jednym łóżku bo to niezdrowe
To ona jeszcze nie robi sama na kibelku?
 Taka duża dziewczynka a jeszcze ze smoczkiem chodzi
 Czemu ona nie pije soczków, przecież woda nie ma witamin itp..


Jeżeli tak to wiedzcie, że nie jesteście w tym osamotnieni;) Ja również co jakiś czas słyszę jedną z nich, a ich treść zmienia się w zależności od pory roku i wieku dziecka;)
Zawsze gdy coś takiego słyszę,  nasuwa mi się pytanie:
Kto tak na prawdę wychowuje moje dziecko?



Na początku jako młoda, niedoświadczona matka, bardzo przejmowałam się tymi wszystkimi komentarzami. Niektórym "sugestiom" nawet się poddawałam sądząc, że może bardziej doświadczone matki, wiedzą lepiej, a ja nie powinnam się upierać przy swoim. W końcu to moje pierwsze dziecko, to co ja mogę wiedzieć? 
Ale wiecie co, na szczęście dość szybko wzięła górę moja matczyna intuicja. Nie wiem skąd, nie wiem jak, ale po prostu jestem przekonana że każda matka właśnie coś takiego ma, a im szybciej jej zaufa, tym lepiej dla niej i dla dziecka. (Trust me;))

Nosimy nasze dziecko 9 miesięcy pod sercem. W tym czasie, w naszym organizmie zachodzi szereg zmian, które mają przygotować nasze ciało i umysł na pojawienie się nowego członka rodziny. Chodzimy na szkołę rodzenia, czytamy książki, rozmawiamy z kobietami, które mają już swoje dzieci. Staramy się przygotować do nowej roli najlepiej jak się da, jednak i tak najczęściej w momencie, kiedy dziecko przychodzi na świat, wydaje nam się, że to wszystko to jakaś czarna magia a my porywamy się z motyką na słońce. 
A co śmieszniejsze dokładnie tak jest. W jednej chwili (no dobra zwykle to nie jest taka "chwila" tylko kilka albo nawet kilkanaście godzin;)) stajemy się całym światem dla małego człowieczka totalnie od nas zależnego - to może przerażać. Ale właśnie dlatego, że ta mała istota stworzona z miłości i pragnienia to część nas, powinnyśmy uświadomić sobie, że nikt inny nie będzie potrafił lepiej się nią zaopiekować niż my. 
I żeby było jasne, mam tu na myśli zarówno matki jak i ojców. Jasne, że kobiety zwykle dużo szybciej odnajdują się w tej roli, głównie przez to, że są z dzieckiem szczególnie w tym początkowym okresie praktycznie non stop. Jednak rola ojców, jest niezastąpiona i to ile wkładają oni w rozwój swoich dzieci, jest nie do opisania. 

Do czego zmierzam? 
Chodzi o to, że żeby nie wiem jak bardzo nasze mamy, babcie, ciocie, koleżanki, kuzynki, przyjaciółki były doświadczone, żeby nie wiem ile dzieci urodziły i wychowały, to i tak nasze dziecko jest nasze i to my będziemy najlepiej wiedzieć jak się nim opiekować. To nasze decyzje będą słuszne, musimy tylko nauczyć się komunikować ze swoim dzieckiem. Musimy wejść w taki symbiotyczny układ, który gwarantuje, że nasze decyzje względem wychowania malucha będą trafne.

Każde dziecko jest inne, każde ma inny charakter, inne geny, inną osobowość. Oczywiście można, a nawet trzeba czerpać z wiedzy z zewnątrz. Wskazane jest się doradzić, porównać, zaczerpnąć z doświadczenia innych, jednak to wszystko powinno rzucać nam tylko światło na jakiś problem, ale ostateczne wnioski i decyzje, powinny być oparte na znajomości swojego dziecka, oraz z wewnętrznego poczucia słuszności, co będzie dla niego najlepsze

Oczywiście we wszystkim należy zachować zdrowy rozsądek i jeśli chodzi o zdrowie, a nie daj Boże życie malucha, tutaj trzeba zdać się na specjalistów i nawet gdy mamy najmniejsze podejrzenia, że coś dolega naszemu szkrabowi, nie bójmy się pytać i iść nawet 10 razy do lekarza. Lepiej pójść 9 razy za dużo, niż o 1 za mało. 

Moja córka od niemowlęctwa śpi z nami w łóżku, oczywiście w sypialni ma swoje łóżeczko w którym przesypia część nocy, ale i tak gdy się budzi, to zabiera poduszkę, lale i przenosi się do nas. Pewnie ktoś uzna to za błąd, może powie, że pożałujemy tego, bo będzie "ciapą" i maminsynkiem, bo popsuje to nasze życie intymne itp. Każdy ma prawo myśleć jak chce, a ja czuję, że ona po prostu tego potrzebuje, potrzebuje być blisko nas, daje jej to poczucie bezpieczeństwa, daje jej to spokój i szczęście, więc w imię czego, ja mam jej to odbierać? 
Nie sądzę żeby mając 18 lat dalej chciała spać z rodzicami, a jeżeli chodzi o życie intymne, to przecież nie toczy się ono tylko w sypialni;)

Lenka zaczęła chodzić mając jakieś 15-16 miesięcy, to dość późno i nie powiem żeby mnie to nie niepokoiło. Do tego komentarze, typu "może trzeba z nią pójść na rehabilitację, ona taka słaba, może słabo odżywiona", i ciul wie co jeszcze. Prawda jest taka, że po prostu musiała dojrzeć do tego, nabrać sił i chęci i właśnie w tym tkwi sens.
Nie możemy stale porównywać naszych dzieci z innymi w podobnym wieku, dzieci są bardzo różne, mają różne predyspozycje a nasza rola to wspierać je i pozwolić rozwijać się własnym tempem. 

Mając podstawową wiedzę z zakresu rozwoju małego dziecka wiemy, że są bardzo duże ramy czasowe, w których dziecko zdobywa dane umiejętności i nie należy się martwić, czy wręcz panikować, tylko dlatego, że syn sąsiadów już przekręca się na brzuszek a mój dopiero na boczki, a przecież są w tym samym wieku!.

Lena na przykład, bardzo późno zaczęła chodzić, natomiast kilka miesięcy później zaczęła mówić i to jak najęta. Według mądrych książek dziecko w wieku dwóch lat powinno umieć powiedzieć zdanie złożone z 3 słów, moja 23 miesięczna córka śpiewa piosenki po polsku i po angielsku złożone ze zwrotki i refrenu -  czy w związku z tym powinnam udać się do specjalisty, bo inne dzieci w tym wieku tego nie robią? Nie sądzę...

Musimy mieć więcej zaufania do swoich dzieci i do siebie jako rodziców. Dzieci mają instynkt, są chłonne wiedzy i bardzo szybko się uczą, trzeba dać im jednak wolną rękę i pozwolić iść własnym torem. My mamy być obok, wspierać, pomagać, dawać narzędzia do poznawania świata, ale nie możemy ich poganiać, zmuszać do robienia czegoś szybciej niż są na to gotowe. To nie są zawody, ani wyścigi, to też nie konkurs, na którym porównujemy jeden obrazek do drugiego i stwierdzamy kto ma większy talent.

Wychowanie dziecka to wielkie wyzwanie, to szkoła pokory, cierpliwości, samozaparcia i wytrwałości. Ważne żeby w tym wszystkim pamiętać, że to dziecko jest najważniejsze, a my rodzice, jesteśmy dla dziecka najbliższymi i najważniejszymi osobami i to my potrafimy zatroszczyć się o nie najlepiej. Dlatego nie bójmy się podejmować własnych decyzji, nie bójmy się postępować w zgodzie z własnym rodzicielskim instynktem i nie bójmy się dawać naszym dzieciom wolnej ręki. 

A co z naszymi doradcami? Moja metoda to podziękować, przytaknąć i robić swoje. Wszelkie frustracje, walki, słowne przepychanki nigdy jeszcze nie wniosły nic, poza straconym czasem i nerwami.


A jak to wygląda u Was? Dzielicie się wychowaniem z rodziną i znajomymi, czy jednak polegacie na swojej intuicji a nadgorliwym pomocnikom, mówicie stanowcze nie? 
Podzielcie się swoją opinią i doświadczeniami w tej kwestii. 


Buziaki 
Judyta


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...